WizjonerkaZyciaDiona.pl

Tarot, horoskopy, wróżby.

„IDĘ ZA PRZEZNACZENIEM…” – ROZMOWA Z WRÓŻKĄ DIONĄ

2018-06-26 Wizjonerka Życia Diona

Diona AD

Skąd pomysł na zajęcie się ezoteryką, kiedy ktoś ma solidne wykształcenie ekonomiczne i pracuje w banku?. Można to nazwać przeznaczeniem.

Gdy wychowujemy się w rodzinie ekonomistów, literatów, prawników, w której nigdy nie mówiło się o czymś takim jak intuicja i przeczucia, o świecie innym niż materialny, a to i tak do nas przychodzi, nie daje nam spokoju i na każdym kroku udowadnia, że wcale nie bank, wcale nie ekonomia i finanse są naszą drogą, to jak inaczej to nazwać? Tylko przeznaczeniem. Jednak nawet w naszym domu zdarzały się „wróżbiarskie epizody”

Moja mama, kiedy miała problemy, ale nie zwykłe życiowe kłopoty, tylko poważne sprawy, czasem umawiała się z wróżką. Słyszałam, jak kiedyś rozmawiała o tym z koleżanką. – „I wiesz, Jadziu – mówiła zdumiona i poruszona – usłyszałam naprawdę coś dziwnego. Myślałam, że to tylko takie gadanie, ale okazało się prawdą. W życiu bym nie przypuszczała! Dlatego poszłam do niej drugi raz, kobitka czyta z kart jak z książki ! ” Zaciekawiło mnie to, co mówiła mama. A pewnego dnia, kiedy byłyśmy razem u jej koleżanki, Los zesłał mi już całkiem wyraźną podpowiedź: znalazłam na strychu kolorową talię kart. Nie mogłam się od niej oderwać. Obrazy do mnie mówiły, układały się w konkretne zdarzenia.

I wtedy to się zaczęło?.

Właściwie tak. Nie uczyłam się znaczenia kart z żadnych podręczników, bo też i takich wtedy nie było. Nie było także internetu, co współczesnemu pokoleniu wydaje się na pewno szokujące. Ale my jakoś żyliśmy (śmiech) i to życie było całkiem dobre, na pewno bliższe siebie i natury. A to bardzo pomaga w rozwijaniu intuicji, czytaniu symboli, sygnałów płynących z podświadomości.

Komu pierwszemu postawiłaś karty?.

Mojej przyjaciółce. Miałyśmy wtedy po 13 lat. W kartach zobaczyłam wyjazd, gdzieś daleko, rozstanie. Nie mam pojęcia jak to odczytałam. Po prostu, ona wyciągnęła z talii 3 karty, a ja powiedziałam, co zobaczyłam. I dwa miesiące później jej rodzice wyjechali na placówkę. Musiałyśmy się rozstać, co mocno przeżyłyśmy. Ale prócz tego, że przeżywałam rozstanie z Kasią, byłam zdumiona. Sama siebie pytałam: „Rany, skąd ja to wiedziałam? Jak ja to odczytałam?”

A w domu komuś wróżyłaś?.

W domu? Raczej nie. Tak jak wspomniałam, u nas było raczej naukowo – kościelnie. Rodzina katolicka, a karty kojarzą się z ezoteryką. Wróżbiarstwo to nie była dziedzina, którą można się było obnosić. Jednak, kiedy podrosłam i stałam się nastolatką, ale taką w okolicach „siedemnastki”, ustawiała się do mnie kolejka dziewczyn, które pytały mnie przeważnie o to samo: „Czy on mnie kocha”, „Czy będziemy razem”, „Czy ja mu się podobam.” Jednej wyczytałam w kartach, że będzie miała rudego, piegowatego chłopaka. Ona się śmiała: „Wiesz, ja nawet lubię rudych. Ale żadnego takiego nie ma w naszej okolicy”. I traf chciał, że rok później robiła kurs prawa jazdy. Obok niej, na pierwszym wykładzie usiadł rudy chłopak, całkiem przystojny. Spojrzeli na siebie i… miłość od pierwszego wejrzenia. Zadzwoniła wtedy do mnie: „Rany, ależ ty jesteś czarownica” – usłyszałam pełne podziwu zdanie – „No, żeby tak z kart wyczytać, że on rudy będzie…” Z kolei innej dziewczynie powiedziałam, że chłopak, który do niej pisze, prawdopodobnie pod kogoś się podszywa. Nie chciała wierzyć. Ale znacznie później okazało się, że ten, który pisał, robił to na prośbę zakochanego kolegi, bo tamten był bardzo nieśmiały. Wtedy nie wiedziałam, jak dokładnie to zinterpretować, nie miałam wszak jeszcze wielkiego doświadczenia, jednak wyczułam że coś jest nie tak, że chłopak, który ją podrywa, robi to w czyimś imieniu.

No i nabierałaś doświadczenia przez lata

Owszem, ale z małą przerwą. Zachorowałam i schowałam karty. Przestałam im wierzyć, czerpać z nich siłę. Choroba była poważna, nie wiedziałam jak się wszystko skończy. Jednak którejś nocy miałam sen. Przyszedł do mnie Anioł i trzymał w ręku talię Kart Anielskich. Uśmiechał się do mnie ciepło, krzepiąco. Czy potrzebowałam bardziej precyzyjnych wskazówek? Na drugi dzień wyjęłam karty z pudełka i rozłożyłam je. Oczywiście, była to talia kart anielskich. I zrozumiałam, że aby wyzdrowieć, muszę szukać lekarza za granicą. Tak zrobiłam i … żyję

Dzięki temu, że umiałaś właściwie odczytać przekaz.

Tak, ale on był dla mnie od razu jasny. Często tak jest, gdy pracuję z klientami. Od razu wiem, od razu pojawiają mi się konkretne obrazy, nasuwają właściwe sformułowania. Lubię ludzi, kocham im pomagać. Ten moment, kiedy moim klientom w końcu zaczyna się układać, gdy rozplątują się życiowe, pogmatwane ścieżki a to wszystko dzieje się niemal na moich oczach, to jest cudowna chwila, głęboko ożywcza i inspirująca! To właśnie w takich momentach nasycam się energią, to mi pomaga wytrwać, bo wszak zbieranie ludzkich emocji nie jest łatwym i banalnym zajęciem. Ludzie nie dzwonią do wróżki wtedy, gdy ich życie jest usłane różami, kiedy wszystko się świetnie układa, miłość kwitnie i biznes się kręci. Dzwonią wtedy, gdy wali im się na głowę wszystko co możliwe, rozpada związek, dostają wymówienie z pracy, choruje ktoś bliski. Trzeba to udźwignąć, znaleźć właściwe słowa.

Czy karty to całe twoje życie, czy robisz coś jeszcze?.

Jasne, że robię! Prowadzę własną firmę, jestem coachem, organizuję warsztaty i szkolenia. No i odprawiam rytuały.

Jak to robisz? I dla kogo?.

Dla wszystkich, którzy potrzebują wsparcia Białej Magii i mnie o to poproszą. Rytuały białomagiczne jeszcze nigdy nikomu zaszkodziły, a mogą pomóc. Wiem, że tak się dzieje, bo mam od swoich klientów informacje zwrotne. Dzwonią i mówią: „Pani Diono, w życiu bym nie pomyślała, że jakieś okadzanie liśćmi przyniesie aż takie rezultaty! Mówiłam to mojej przyjaciółce, ale mnie wyśmiała. Teraz sama chce u pani zamówić rytuał, bo ma problem z firmą. Prawdopodobnie ktoś ją okrada, a ona nie ma pojęcia, gdzie jest złodziej”. No i dzwoni znajoma znajomej, a potem jeszcze ich znajoma. Mam sporo klientów z poczty pantoflowej. Gdy pomoże się jednej osobie, ona dzieli się z innymi efektami, jakie przyniósł rytuał. A odprawiam je w różnych intencjach. Zarówno na zdrowie, jak i miłość, finanse, powodzenie w konkretnej sprawie. Do jednego z prostych rytuałów, który każdy sam może odprawić u siebie w domu, potrzebne są tylko liście laurowe, jakie każdy ma w swojej kuchni. Liście laurowe od wieków mają zastosowanie do odganiania złych mocy i oczyszczania negatywnych energii. Jedna z klientek powiedziała mi nawet , że ten rytuał przyniósł jej ogromne szczęście w miłości

A zatem, jeśli ktoś chce spróbować, potrzebnych będzie kilka liści laurowych, które zapalamy na talerzyku. Z dymiącymi liśćmi obchodzimy całe mieszkanie i okadzamy dymem wszystkie ścian zaś kończymy na drzwiach wejściowych. Gdy potrzebujemy wsparcia Losu, do tzw. łutu szczęścia, robimy tak. Bierzemy czystą kartkę papieru, na której z poczuciem siły i mocy piszemy swoje największe pragnienie. W kartkę zwijamy liście laurowe w ten sposób, by powstała paczuszka, coś w rodzaju amuletu trzymanego w dłoni czy w sekretnym miejscu, kiedy chcemy się przed czymś ochronić. Wkładamy go pod poduszkę, a trzymamy tak długo, aż życzenie się spełni. Później z wdzięcznością palimy. Oczywiście, są rytuały znacznie bardziej skomplikowane, które trzeba precyzyjnie odprawiać w określonej kolejności, ale także właściwej porze, najczęściej nocnej.

Z tego co wiem, to może być mocno wyczerpujące. Jeśli odprawiasz ich sporo, możesz często czuć się wyczerpana. Skąd bierzesz siły?.

Od ludzi, którym pomagam. Tak często dostaję maile i esemesy z podziękowaniami, że nawet jak mam gorszy dzień, natychmiast się mobilizuję. Moja specyficzna praca daje mi radość i spełnienie.

A masz zamiar kiedyś się z niej wycofać? .

Tylko wtedy, gdy przestaną dzwonić telefony. To będzie znaczyło, że nie jestem już potrzebna. Póki co – ciągle dzwonią.

A to właśnie daje mi szczęście.

Loading...