WizjonerkaZyciaDiona.pl

Tarot, horoskopy, wróżby.

ŚWIĘTA DIONY

2017-12-19 Wizjonerka Życia Diona

SWIETA DIONY

Zapach pomarańczy, zbłąkany pies, oglądanie szopek i żadnych kłótni przy świątecznym stole. Oto magia świąt wróżki Diony.

W moim domu, dobrym duchem świąt była babcia Stasia. Ona wydawała polecenia, co i kiedy musi być zrobione. Już miesiąc przed Wigilią zaczynało się wielkie sprzątanie. Okna znów zaczynały błyszczeć, dywany dostawały porcję razów, zaś cała rodzina zasiadała do degustacji pomarańczy. Skórka, jak cenny klejnot była zdejmowana i kandyzowana w cukrze. Zapach, który się wtedy rozchodził po domu, był nieziemski. Do dziś jest moim aromatem dziecięcych świąt. Dziś, prawie w każdym domu choinka stoi na długo przed Bożym Narodzeniem. U nas, zgodnie z tradycją, tata ubierał ją w wigilijny poranek, a ja, mama i babcia spędzałyśmy czas w kuchni. Babcia dyrygowała: zagnieć, pomieszaj, podsyp, dodaj cynamonu, pieprzu, majeranku… Wszystko pachniało, bulgotało, światła migotały. Gdyby to nie było banalne, rzekłabym: czysta magia! Potem przychodził czas na strojenie stołu. Obowiązkowy biały obrus. Pod obrusem sianko, na stole stroik, świeca, opłatek. No i najważniejsze – nakrycie dla zbłąkanego gościa. Którejś Wigilii, rzeczywiście taki do nas trafił. Tyle, że nie był człowiekiem, a psem. Siadaliśmy już prawie do stołu, kiedy babcia zarządziła, żebym jeszcze wyrzuciła śmieci. Pobiegłam bez ociągania. A na dole, przy śmietniku, wychudzona, zmarznięta bieda. Rudawy, średniej wielkości. Patrzył na mnie przerażonymi oczami, kulał na łapę, bo najpierw chciał przede mną uciec. Wołałam go cichym głosem, wabiłam, choć nic nie miałam w ręku. Bał się, ale podchodził coraz bliżej. W końcu był już na wyciągnięcie ręki. Mogłam go delikatnie pogłaskać. Gdy to zrobiłam, nieśmiało pomachał ogonem.

Chodź – zawołałam – Chodź ze mną!
Poszedł. Bał się, ale widocznie poczuł, że nie spotka go nic złego.

Mamy niespodziewanego, wigilijnego gościa – oznajmiłam rodzinie – Na razie musi zostać, choć pewnie Perełka będzie się buntować.
Perełka, nasz kundelek, chwilę poszczekiwała na kogoś, kto niespodziewanie wtargnął w jej życie. Później się uspokoiła. A my zrobiliśmy psu prowizoryczne legowisko. Dostał jeść i pić. W końcu mogliśmy usiąść do Wigilii. Rudzielec został kilka dni, ale Perełka zbyt pilnowała terenu i musieliśmy mu poszukać domu. Trafił do koleżanki mamy, do Kielc, gdzie przez wiele lat miał jak u Pana Boga za piecem. A tymczasem, u nas, na wigilijnym stole zawsze, obowiązkowo musiał być barszcz z uszkami, zupa grzybowa i placki z grzybami. No i pierogi z kapustą, smażony karp – oraz taki w galarecie, na którego wszyscy ostrzyli sobie sztućce przez cały grudzień. Oczywiście, były i śledzie. Jedne klasyczne, w oleju, zaś drugie…hmm. Palce lizać! Z pokolenia na pokolenie podawane w rodzinnych przekazach, nazywane śledziami babci Walerii, wspominane były długo i namiętnie. Jasne, że była też tradycyjna sałatka jarzynowa oraz wyjątkowo smaczna ryba po grecku. No i w końcu – ciasta. Akurat ten zapach unosił się w naszym domu na tydzień przed strojeniem choinki, bo babcia zagniatała drożdżowe dużo wcześniej. Jej makowiec i sernik to były przeboje stołu. Później, gdy jej już nie było, wiele razy próbowałam zrobić ciasta według tamtych przepisów. Jakoś się udawało – nawet nie było najgorzej. Ale tamte smaki nie wrócą – są żywe tylko w mojej pamięci. Co jednak nie znaczy, że obecne święta są gorsze. Są po prostu inne – bo każde pokolenie tworzy własne tradycje. Jednak wtedy, gdy jesteśmy dziećmi nie wiążą się z pośpiechem, poczuciem, że czegoś jeszcze nie zrobiliśmy, że jeszcze trzeba kupić groszek, a dla dziadka i wuja nie ma prezentu. Jako dziewczynka nie miałam takich zmartwień. Do moich zadań należało natomiast wypatrywanie za oknem pierwszej gwiazdki. Dopiero wtedy mogliśmy usiąść do stołu, podzielić się opłatkiem.

Podrywacz w czerwonej czapce.

No i w końcu było to, na co czekaliśmy cały rok z takim utęsknieniem – Mikołaj i prezenty! Któregoś razu dostałam wymarzone łyżwy. Zapakowane w tekturowe pudło, owinięte najpierw niebieską flanelą, a potem szeleszczącą bibułką – były dla mnie jak gwiazdka z nieba. Na nodze leżały idealnie. Nie mogłam się doczekać, kiedy pójdę na lodowisko. Pierwsze kroki nie były łatwe, parę razy grzmotnęłam o lód. Ale z czasem było coraz lepiej. Po kilku wizytach na lodowisku jeździłam już płynnie. Ach, jaka to była przyjemność! Padał śnieg, mój szalik rozwiewał się na wietrze, a za mną jeździł chłopak w czerwonej czapce, który całkiem mi się podobał. Ja jemu chyba też, bo cały czas usiłował złapać koniec mojego szalika. Mieliśmy po 12 lat. Życie było tylko teraz, żadnych zmartwień, żadnego myślenia. Tylko zabawa!.

W mojej rodzinie, tradycją było także chodzenia na Pasterkę. Pamiętam zapach świerków postawionych w kościele. I ten podniosły moment, kiedy wszyscy ludzie, zaczynali; „Bóg się rodzi, moc truchleje…” Kościół wypełniał się muzyką, czuło się zjednoczenie dusz. Później, pieszo, wracaliśmy do domu z Krakowskiego Przedmieścia. No i kolędowaliśmy. Po wigilii i w następne dni, gdy z wizytą przychodziła do nas rodzina. Kolejny świąteczny rytuał to odwiedzanie w pierwszy dzień świąt szopek i jezusowego żłobka. Zaczynaliśmy od Placu Trzech Krzyży, a kończyliśmy na Nowym Mieście. Później radosny powrót do domu na świąteczny obiad. To co było ważne – to atmosfera. Nikt się z nikim nie kłócił. To było niepisane prawo – wszelkie spory, kłótnie, zawiści znikały. Przynajmniej na tamten czas, a bywało że i dłużej.

Wigilijna wróżba.

Kiedy byłam już dorosła i sama organizowałam święta, zdarzyło mi się coś, co zapamiętałam na długo. Po południu, w Wigilię, kiedy prawie wszystko już było gotowe, doprawiałam sałatkę, zaś ryby układałam na salaterce, zadzwonił telefon. – Wróżka Diona? – usłyszałam zapłakany głos – Czy może mi pani pomóc? On mnie zostawił. I to dziś! W Wigilię! Ja sobie chyba żyły podetnę!Byłam zaskoczona, ale odłożyłam łyżkę a majonez do lodówki. Zapowiadała się dłuższa posiadówka. Okazało się, że kobieta była w kilkuletnim związku, który zakończył się właśnie w Wigilię Bożego Narodzenia. Jej narzeczony wybrał kogoś innego, zdaje się, że to była nawet jej bliska koleżanka. Długo rozmawiałyśmy. Choć w Wigilię tego nie robię – położyłam karty bo sprawa była wyjątkowa. Zobaczyłam pasmo radosnych zdarzeń. Nie natychmiast, ale jej życie miało się właśnie zacząć układać po tym, gdy się na dobre rozstaną!.

– Wygląda na to, że całkiem niedługo spotka pani przyszłego męża – powiedziałam jej po interpretacji układu – Ale możecie się nie rozpoznać. Radziłabym być czujną – podpowiedziałam chlipiącej w słuchawkę, porzuconej kobiecie – Może to ktoś, kogo poznała pani przelotnie? Na pewno nie ma sensu podcinać sobie żył – zażartowałam, nieco makabrycznie – Bo to naprawdę rzadki układ – tak udane życie. Moja niespodziewana klientka jakoś się uspokoiła, podziękowała i pożegnała ze mną już mniej chlipiąco. Domownicy, którzy co jakiś czas zaglądali do pokoju i pokazywali mi z wyrzutem zegarek – odetchnęli z ulgą. Mogliśmy w końcu usiąść do wieczerzy. Czasem myślałam o mojej wigilijnej klientce. Nie wiedziałam co się z nią dzieje. Milczała. Aż minął cały rok i przyszły kolejne święta. Rankiem zadzwonił dzwonek. To był kurier z paczką.

A co? – zdziwilam się – NIczego nie zamawiałam!.
Ja tam nie wiem – młody chłopak wzruszył ramionami – Jest zapłacona, proszę pokwitować.
Pokwitowałam. Otwierałam ostrożnie. W środku było coś pięknego: porcelanowa filiżanka ze złoto czerwonym świątecznym motywem. Do tego czekoladki i francuski szampan. No i list. Od niej. Od mojej wigilijnej klientki. Tylko skąd miała mój domowy adres? Tak czy owak, pisała: „Pani Diono, uratowała mi pani życie. I tak – miała pani rację – niedługo po naszej rozmowie poznałam swojego męża. Na pewnym przyjęciu byliśmy razem, ale się nie poznaliśmy. Dwa miesiące później, zupełnie przypadkowo wpadliśmy na siebie. Mnie wypadły jabłka a on pomógł mi je pozbierać. To niezwykłe, że pani to zobaczyła w kartach! Chciałam pani podziękować, chociaż w ten sposób. I życzę wspaniałych świat!”.

Zdawałoby się, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach:) A jednak mnie to się przydarzyło w przedostatnie święta. Ciekawe, co szykuje dla manie Los na tę Wigilię? Najlepsze są niespodzianki!.

Loading...